Szczęść Boże,
Drodzy moi, zwracam się do Was serdeczniej niż zwykle, bo chciałbym podzielić się z Wami tajemnicą powierzoną mi ponad ćwierć wieku temu. Ale od początku… Zaczęło się czasie studiów, jeszcze przed seminarium. Jeden z moich bliższych kolegów zatrudnił się w wojsku, był tam członkiem jakiegoś zespołu ratowniczego. Praca tej grupy była szczególnie niebezpieczna. W tym czasie ożenił się, urodziły się dzieci. Często ich odwiedzałem. Niedługo potem zostałem wprowadzony w troskę mego przyjaciela: wiedział, że może zginąć podczas każdej akcji. Napisał list do dzieci, które miały wtedy po kilka lat. Powiedział, że jeśli zginie, to mam przekazać im jego słowa, dał też prawo do udostępnienia jego słów innym. Półtora roku potem rzeczywiście zginął, list przekazałem jego żonie, która w najodpowiedniejszym momencie dała go dzieciom. Już wiem, jak te słowa pomogły synom i córce, znam ich do dzisiaj i często podziwiam. Może pomogą również komuś z Was.
A oto fragmenty listu mego przyjaciela:
Moi kochani, wiem, że przyjdzie czas, kiedy zderzycie się ze światem. (…) Chciałbym Wam powiedzieć, że moje pierwsze zderzenie z otoczeniem było bardzo bolesne, ale spokojnie zwyciężyłem dzięki temu, czego nauczyli mnie moi Rodzice, a Wasi dziadkowie: mówili po prostu, że mam się starać najuczciwiej jak umiem, a resztę powierzyć Panu Bogu. W szkole, do której chodziłem jako kilkunastolatek, prześladowano z powodów politycznych jednego z nauczycieli i władze komunistyczne próbowały w to wciągnąć uczniów. Było to bardzo nieuczciwe, bo za fałszywe zeznania przeciw temu wspaniałemu człowiekowi obiecywano wejście na dowolnie wybrane studia. Potem były inne doświadczenia, nasz nauczyciel od polskiego próbował oczerniać Kościół i ośmieszać wiarę, często mu się sprzeciwiałem, argumentów mi nigdy nie zabrakło, bo w domu było odpowiednio wiele książek, bym mógł się przygotować to takich dyskusji. (…)
Trzymajcie się zawsze wiary, w każdą niedzielę przyjmujcie Komunię Świętą, a jak zobaczycie, że ktoś w Kościele robi coś złego, to gorąco się za niego módlcie. Jeśli zachowacie wiarę, to zwyciężycie w życiu!
Wasz ojciec, oficer Wojska Polskiego (mam nadzieję, że niedługo już nikt nie będzie dodawał „Ludowego”)
Chyba nikt się nie dziwi, że ten list mi natychmiast przyszedł do głowy, jak zobaczyłem tytuł obecnego numeru DROGI.
Znajdziecie w nim sporo wskazówek, które – można powiedzieć – wpisują się w pragnienia mego zmarłego w sposób bohaterski przyjaciela sprzed lat. Mam nadzieję, że będziecie – jak jego dorosłe już dzieci – wytrwali w wierze.
Ks. Zbigniew Kapłański