Szczęść Boże,
Gdy ten numer oddajemy do druku, w szkołach jest jeszcze czas wystawiania ocen, potem rad pedagogicznych, na uczelniach zaliczenia, egzaminy... Niektórym potrzebny jest jeszcze „rzut na taśmę” i… wakacje. Przy tej okazji zadałem sobie samemu pytanie, co w moim, niemal sześćdziesięcioletnim życiu było najlepszym wakacyjnym wspomnieniem… Czy wyjazdy rodzinne z czasów dzieciństwa? Tata był miłośnikiem Tatr, każdy jego urlop spędzaliśmy gdzieś między Kościeliskiem a Jurgowem, tam uczyłem się chodzić spokojnie (by dojść), tam uczyłem się pozdrawiać mijanych turystów i zadawać – nawet obcym – pytanie o samopoczucie, kiedy ktoś blady siedział na przydrożnym kamieniu… Czy pierwsze wyjazdy z czasów licealnych, samotne (do dzisiaj się dziwię, że moi rodzice się na to godzili) czy z grupą koleżanek i kolegów, kiedy zwiedzaliśmy Bieszczady albo Kotlinę Kłodzką, Zamojszczyznę czy Jurę? A może studenckie wyjazdy autostopem? Czy wyjazdy na „ochapy” (Ochotnicze Hufce Pracy – czyli wakacyjna forma zarobku dla licealistów; jeździłem na nie jako „komendant” – szef ekipy obsługującej wczasy rodzinne albo do czyszczenia lasów w rejonie między Koszalinem a Białym Borem)? Albo potem, już po święceniach, wyjazdy z ministrantami, z lektorami, kiedy każdy wieczór był okazją do wspaniałych rozmów? Pamiętam z tamtych czasów Łukasza, obecnie doskonałego lekarza, który musiał się pozbierać po nagłej śmierci ojca, pamiętam Magdę, dzisiaj dyrektorkę Domu Dziecka, która w Beskidzie Żywieckim odkrywała prawdę, że z każdej sytuacji jest zawsze co najmniej jedno dobre wyjście…
Nie wiem, co było najlepsze, ale mogę uczciwie stwierdzić, że żaden lipiec i żaden sierpień nie był nieudany.
Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że mój tata wymagał ode mnie dwóch przedwakacyjnych ustaleń: musiałem wiedzieć, gdzie będę na Mszy Świętej w każdą niedzielę i musiałem mieć wszystko (ramowo) zaplanowane. Mogło być wiele spontanicznych posunięć, ale zawsze trzeba było mieć rodzaj wersji ratunkowej.
Bardzo bym chciał, aby każdy, kto czyta te słowa, miał udane wakacje. Wydaje mi się, że razem z całym zespołem „Drogiˮ przygotowaliśmy wiele materiałów ogólnych (dowiecie się, że udane są „Wakacje z wartościami” – s. 10–11, można skorzystać z podpowiedzi, jak się do wakacji przygotować – s. 26–27, przypominamy też o przyjaźni z Panem Bogiem, bez którego wakacje mogą być porażką – s. 25–26), proponujemy też wiele konkretów i szczegółów.
Ale najważniejsze – aby było co wspominać, trzeba użyć rozumu i zaprosić Pana Boga.
Ks. Zbigniew Kapłański