– Zmartwychwstanie Chrystusa to fundament naszej wiary – mówi Paweł Golec. A Łukasz dodaje: – Wierząc w życie wieczne można żyć spokojniej i radośniej. Warunkiem jest zaproszenie Mistrza do swojego serca i trwanie w Jego nauce.
Polskie tradycje wielkopostne i wielkanocne są bardzo bogate i różnorodne. Chyba nigdzie na świecie nie są tak przeżywane i nie przemawiają do serc tak bardzo, jak w naszym kraju. Jakie góralskie zwyczaje wiążą się z poszczególnymi dniami Triduum Paschalnego: Wielkim Czwartkiem, Wielkim Piątkiem i Wielką Sobotą?
Łukasz: – U mnie w domu trzy dni Triduum to czas wyciszenia i zatrzymania się w szalonym pędzie, jaki serwuje nam dzisiejszy świat. Począwszy od ostatniej Mszy św. w Wielki Czwartek, aż do Rezurekcji, poprzez modlitwę i uczestnictwo w nabożeństwach, można przygotować się duchowo na przyjście Zmartwychwstałego Pana. Region żywiecczyzny, w którym się wychowaliśmy, to zakątek Polski zachwycający pod względem obrzędowości. Tu mieszają się wierzenia chrześcijańskie z pogańskimi.
Paweł: – W naszym rodzinnym domu w Wielki Piątek rano, na pamiątkę męki Chrystusa, obmywaliśmy się zimną wodą, powtarzając trzykrotnie modlitwę „Któryś za nas cierpiał rany”. Ten poranny, zimny rytuał miał gwarantować zdrowie i urodę, a co najważniejsze – był lekiem na choroby skórne. W Wielki Piątek przestrzegało się ścisłego postu i unikało ciężkiej, fizycznej pracy, że nie wspomnę już o śpiewie czy tańcu. Wszystko miało służyć kontemplacji i skupieniu na modlitwie i rozważaniach pasyjnych.
Łukasz: – Część tej tradycji przeniosła się na współczesny grunt. W Wielki Piątek, wspólnie z dziećmi, przygotowujemy święconkę (tak nazywa się u nas wielkanocny koszyk) i głowienki do sobotniego poświęcenia ognia, a wieczorem odwiedzamy z modlitwą grób Chrystusa.
Paweł: – Obrzędowość Wielkiej Soboty wiąże się głównie z poświęceniem pokarmów, wody i ognia. Będąc dziećmi, w Wielką Sobotę opalaliśmy leszczynowe głowienki po to, aby później nasz tata mógł je wbić w narożniki pól uprawnych. Wierzono, że ma to przynieść urodzaj i chronić uprawy przed klęskami żywiołowymi. Po rezurekcji, kiedy następowało rozwiązanie dzwonów, wchodząc do domu, nasza mama powtarzała sentencję: „Pan zmartwychwstał! Alleluja”, a domownicy odpowiadali chóralnie: „Prawdziwie zmartwychwstał! Alleluja!”.
Rozmawia Jola Tęcza-Ćwierz
Więcej w drukowanym wydaniu „Drogi”. Zachęcamy do prenumeraty. O „Drogę” pytajcie także w swoich parafiach.