O dobrym wyborze drogi życiowej i o tym, czy babcia może nas zmusić do zostania księdzem, z ks. Marcinem Baranem, dyrektorem Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży Kurii Diecezjalnej w Tarnowie, rozmawia Agata Gołda.
Czym jest powołanie człowieka?
– Jest odkryciem Bożego planu i marzenia, jakie Bóg ma względem każdego z nas.
Jakie drogi życiowe możemy wybrać?
– Kapłaństwo, życie zakonne lub małżeństwo. Jest jeszcze powołanie do samotności (ale nie życia samotnego!), by realizować jakieś dzieło na rzecz konkretnych osób. Przykładem takiego życia jest dla mnie świecka misjonarka, która od ponad dwudziestu lat pracuje na misjach. Jest radosna pomimo zmęczenia, bo poświęciła się Bogu i ludziom, których kocha. Takie życie wiodą też m.in. samotne nauczycielki, które poświęcają swój czas, żeby wychowywać uczniów i pomagać im w wyborze drogi życiowej.
Może się zdarzyć powołanie w powołaniu?
– Czasami bywa, że realizując jedno powołanie, odkrywamy drugie. Są małżeństwa i księża, którzy wyjeżdżają na misje. To nowe pragnienie, które rodzi się w ich sercach, nie jest sprzeczne z ich głównym powołaniem.
Jeśli jednak starsza pani przesiaduje całymi dniami w kościele zapatrzona w Najświętszy Sakrament, modli się, odmawia różaniec, a zaniedbuje męża, to wtedy ma miejsce pomylenie dróg życia. Musimy być do końca wierni temu powołaniu, które wybierzemy.

Istnieje sposób na rozeznanie, jakie drogę życia przygotował dla nas Bóg?
– Trzeba pytać Go o nią i modlić się codziennie o jej rozeznanie. Odkrywać swoje talenty i zdolności oraz wysłuchać opinii dorosłych, którzy nas znają i do których mamy zaufanie np. rodziców lub dziadków. Bywa, że czujemy się niedowartościowani i ograniczamy się do tego, co mamy. Boimy się zrobić więcej. Uważamy, że nie stać nas na coś większego, lepszego, że się do czegoś nie nadajemy. Przez to nie próbujemy. Nie marzymy lub nie realizujemy marzeń. Mając kilkadziesiąt lat, narzekamy, że źle wybraliśmy, a wtedy możemy mieć pretensje tylko do siebie, skoro nigdy wcześniej nie pytaliśmy o swoje powołanie Boga lub pytaliśmy Go za mało.
Najważniejszym powołaniem jest to do świętości.
– Tak. Gdy zostaliśmy stworzeni, Bóg wezwał nas do świętości. A my wątpimy, czy ją kiedykolwiek osiągniemy lub odkładamy ją na później. Wszystko przez to, że widzimy, że jesteśmy słabi i ciągle upadamy. A gdyby dzisiaj Bóg wezwał mnie do siebie, to muszę być gotowy na pytanie: „Marcinie, czy kochasz mnie bardziej niż to, co robisz i to, co sprawia ci największą przyjemność?” Nie można w jednej chwili pokochać Boga.
Jak być świętym już teraz?
– Świętość to nasze codzienne życie. Mamy się cieszyć tym, co robimy. Nie musimy robić nadzwyczajnych rzeczy. Wystarczy, że robimy jak najlepiej umiemy to, do czego nas Pan Bóg wezwał. Można być świętym uczniem – pilnym, sumiennym, nie odkładającym nauki na ostatnią chwilę i nie ściągającym na kartkówkach. Można być wspaniałym tatą, który choć nie pracuje w wielkiej firmie i nie jest wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, to wykonuje swoją pracę najlepiej, jak potrafi, kocha rodzinę i spędza z nią dużo czasu. Musimy się starać realizować nasze powołanie na maksa i często robić rachunek sumienia z tego, jak je wypełniamy.
Więcej w drukowanym wydaniu „Drogi”. Zachęcamy do prenumeraty. O „Drogę” pytajcie także w swoich parafiach.