Katolicka etyka seksualna jest wymagająca. A kto ją odrzuca, często szuka usprawiedliwienia.
Stąd biorą się mity, mające pokazać, że nauka Kościoła mija się z życiem. Ale czy rzeczywiście?
Mit 1: Musimy się wypróbować!
To mit usprawiedliwiający mieszkanie przed ślubem, mityczny z kilku powodów.
Po pierwsze, większość par deklaruje, że zamieszkało razem, aby było taniej, wygodniej i przyjemniej. Tylko nieliczne mają na uwadze przygotowanie się do życia po ślubie. Jest to typowa wymówka dla osób postronnych, którym nie podoba się życie na „kocią łapę”.
Po drugie, badacze mówią o tzw. efekcie kohabitacji (wspólnego mieszkania). Okazuje się, że wśród par mieszkających ze sobą przed ślubem jest wyższy odsetek rozwodów niż wśród par, które razem zamieszkały dopiero po ślubie. Może to mieć różnorakie przyczyny, np. związek trwa długo, więc po zawarciu formalnego małżeństwa para szybciej musi stawić czoła kryzysowi. Powodem może być brak przyzwyczajenia do pracy nad sobą i nad związkiem, do zabiegania o względy drugiej osoby. Pary mieszkające razem wiele inwestują w związek, jeśli chodzi o czas, zaangażowanie, czasem też wspólne zobowiązania finansowe. Wszystko to sprawia, że trudno zerwać taki związek, nawet jeśli nie jest on szczęśliwy. Po ślubie nierozwiązane konflikty przybierają na sile, zwłaszcza jeśli został on zawarty z powodu nacisków otoczenia lub jednego z partnerów. Bywa i tak, że na życie bez zobowiązań decydują się osoby, którym trudno podjąć odpowiedzialność. W małżeństwie mogą mieć problem z odnalezieniem się w nowej roli.
Po trzecie, zła wiadomość dla tych, którzy liczą, że dzięki mieszkaniu razem świetnie się poznają i po ślubie unikną rozczarowania. Otóż poznawać się można i trzeba, również nie mieszkając ze sobą. A po ślubie i tak wyjdą na jaw nowe fakty. I nie mam tu na myśli czegoś, co twój narzeczony celowo przed tobą zataił. Po prostu człowiek jest tak wielowymiarowym stworzeniem, że życia nie starczy, by go poznać. Niektóre z nowych odkryć mogą być trudne, może rozczarowujące. Podobnie jak nie jesteśmy zachwyceni wszystkim, czego się dowiadujemy sami o sobie. Ale takie jest życie: ono płynie, wy się zmieniacie, odkrywacie coraz więcej prawdy o sobie. I nie da się uniknąć trudnych spraw, nawet jeśli by się mieszkało ze sobą przed ślubem przez 50 lat.
Wniosek z tego prosty: jeśli myślicie poważnie o małżeństwie, mieszkanie na próbę w niczym wam nie pomoże.
Mit 2: Musimy sprawdzić, czy jesteśmy dopasowani!
To wymówka usprawiedliwiająca współżycie przed ślubem. Czasem wiąże się z autentycznym lękiem. Co właściwie znaczy owo mityczne dopasowanie? Trudno powiedzieć. Czy chodzi o anomalie w budowie fizjologicznej? Pod tym względem większość ludzi jest dopasowana, więc chyba nie.
Niektórzy boją się, że przyszły mąż lub żona będzie mieć zbyt duże potrzeby seksualne lub zbyt małe. I co wtedy? Nieszczęście? Chwilka, przecież nie jesteśmy królikami. Możemy rozmawiać, mówić o swoich potrzebach i oczekiwaniach. Dla związku o wiele bardziej niebezpieczne (niż rzekome „niedopasowanie”) jest przekonanie, że powinniśmy być magicznie „dopasowani”, czyli nie mówić o tym, czego oczekujemy, tylko liczyć, że on/ona sam/sama na to wpadnie.
Jeśli jesteście dla siebie nawzajem atrakcyjni (czyli: jest chemia), to oznacza, że jesteście „dopasowani”. A i tak po ślubie będziecie musieli się siebie uczyć, poznawać swoje ciała i rozmawiać o tym, co się między wami dzieje. Tak tworzy się głęboka, satysfakcjonująca więź. Bez mitu o „dopasowaniu”.
Magdalena Urlich