Do mojej pustyni z całą swoją mocą, miłością i pięknem wtargnął Jezus Chrystus, w jednej sekundzie uzdrawiając mnie z depresji i uwalniając z nieumiejętności przebaczenia sobie.
Nauka Kościoła w zakresie czystości była dla mnie bez sensu. We wstrzemięźliwości widziałam tylko sztuczność, w zachowaniu dziewictwa – przedziwne, historyczne piętno.
Może było tak, bo sama z zachowaniem czystości miałam spore problemy – od pożądliwości oczu, flirtu i pornografii, po nieuporządkowane relacje seksualne z mężczyznami, kobietami i wspólne mieszkanie pod jednym dachem. Ale takie tłumaczenie mojego buntu przeciw szóstemu przykazaniu jest dużym uproszczeniem.
Przez wszystkie lata głównie studenckiego życia byłam osobą, jak mi się wówczas wydawało, wierzącą. Chodziłam do duszpasterstwa, niemal codziennie przystępowałam do Komunii św., często do spowiedzi, czytałam pobożną lekturę. Miałam więc świadomość, że każdy nieuporządkowany kontakt seksualny był grzechem. Oczywiście, rodziło to frustrację, a ta większe zniechęcenie i poczucie odrzucenia, co jeszcze mocniej kierowało mnie w objęcia tych, u których szukałam akceptacji i bliskości, a znajdowałam przelotne zaspokojenie. Znów pojawiał się grzech, który jak lawina, po latach takiej plątaniny, sprawił, że znalazłam się na skraju wyczerpania nerwowego, w silnej depresji i poczuciu totalnego bezsensu.
Gdy po latach zmagań stanęłam w prawdzie, tym, co uderzyło mnie najmocniej, był już nie wymiar cudzołóstwa, ale przekonanie, że Boga nie ma. Albo że nie jest do końca dobry. Przestałam się starać, żyłam z dnia na dzień. W poczuciu względnego ateizmu przewegetowałam kolejne dwa lata, marząc o śmierci.
I wtedy stał się cud. Tak. Nagle, niespodziewanie, nie wiadomo dlaczego. Do mojej pustyni z całą swoją mocą, miłością i pięknem wtargnął Jezus Chrystus, w jednej sekundzie uzdrawiając mnie z depresji i uwalniając z nieumiejętności przebaczenia sobie. Ogrom Jego łaski był dla mnie niewytłumaczalny. Podobnie jak świadomość, że On jest i że nieustannie przy mnie był. Że mógł okazać swoją chwałę wcześniej, powstrzymując mnie przed wieloma głupimi decyzjami, których konsekwencję ponoszę do dzisiaj. A jednak w swoim nieskończonym miłosierdziu pozwolił na to, by grzech panoszył się w moim życiu, by wszędzie tam, gdzie było zepsucie, jeszcze obficiej rozlała się Jego łaska. To niesamowite!
Czystość dostałam niejako w pakiecie. Ot, pstryknięcie palcami. Pamiętam, jak rzuciłam aktem strzelistym: „Boże, albo zabierz ode mnie ten syf, albo ja się wypisuję. Ja mam decyzję, Ty masz to realizować”. Taki szantaż emocjonalny i Bóg na to przystał. W jednej chwili stałam się całkowicie wolna. W jednej sekundzie! Nie mam problemów z czystością, pokus, które by mnie przymuszały, żadnych palących pragnień, które nigdy w pełni nie dawały mi tego, czego potrzebowałam. Nie ma poczucia braku miłości, bo Jego miłość i akceptacja jest nieustannie nade mną. Odnalazłam pokój i normalność. Jestem szczęśliwa. A trud zachowania czystości ze stu procent zmalał do jednego procenta – mojego aktu woli. Bo stoję w autorytecie Jezusa Chrystusa. On jest Księciem Czystości. To On rządzi moim życiem.
oprac. Dominika Putyra