Jeśli chcesz wiedzieć, po co żyjesz, jeśli chcesz znać wartość wspólnoty ludzi, jeśli chcesz zauważać piękno otaczającego cię świata, to… ucz się świętować!
Świętowanie u pierwszych chrześcijan
W Kościele pierwszych wieków od samego początku chrześcijaństwa świętowano przede wszystkim zmartwychwstanie Pana Jezusa – Zbawiciela świata, który w ten sposób odnowił stworzenie, dał początek nowemu światu, rozlał nadzieję w sercach ludzi. Były to zatem dni, które – jak mówi liturgia – uobecniają Tajemnicę Paschalną, tajemnicę przejścia ze śmierci do życia, tajemnicę zwycięstwa nad grzechem, bólem, śmiercią i cierpieniem.
Od samego początku rozumiano, że zmartwychwstanie to początek nowej chrystusowej religii, to źródło mocy płynącej z sakramentów świętych, to szansa na nowe życie, to wreszcie zapowiedź udziału w chwale nieba. Również od samego początku chrześcijanie rozumieli, że choć coroczne uroczyste obchodzenie świąt paschalnych jest istotą naszej wiary, to jednocześnie każda niedziela, historycznie pierwszy dzień stwarzania świata, jest niezwykle ważna w przeżywaniu zwykłej codzienności.
Do tej mądrości nawiązał Jan Paweł II w Liście Apostolskim Dies Domini z 1998 roku, pisząc: „Słusznie zatem można powiedzieć za autorem homilii z IV stulecia, Ze »dzień Pana« jest »panem dni«. (2) Kto otrzymał łaskę wiary w zmartwychwstałego Pana, z pewnością rozumie znaczenie tego dnia, jakie ma w całym tygodniu i przeżywa go z głębokim wzruszeniem, które św. Hieronim wyraził słowami: »Niedziela to dzień zmartwychwstania, to dzień chrześcijan, to nasz dzień«. (3) Niedziela jest bowiem dla chrześcijan »najstarszym i pierwszym dniem świątecznym«, (4) ustanowionym nie tylko po to, aby wyznaczał upływ czasu, ale by objawiał jego głęboki sens”.
W wielu miejscach zastanawiano się nad świętowaniem świąt nakazanych przez przepisy żydowskie, nakazanych przez ogłoszone w Biblii prawo mojżeszowe, ale dość powszechnie tamte święta odeszły w zapomnienie, bo – jak uważano – były jedynie zapowiedzią tego, co uczynił Jezus Chrystus.
Świętowanie buduje dobro i niszczy zło
Zauważyliśmy zapewne, że przygotowanie się do czasu świątecznego pomaga dobrze przeżyć święta i owocnie z nich skorzystać: dobre przeżycie Adwentu czy Wielkiego Postu ułatwia zauważenie istoty wiary, źródła nadziei, która rozjaśnia nasze życie.
Świętowanie pomaga oderwać się od szarości, bo jest zatrzymaniem się w biegu narzucanym przez codzienność. W takim czasie możemy postawić pytania jaki jest cel i sens życia, dzięki przeżywaniu świąt uczymy się zachowywać dystans wobec spraw pilnych, by zauważyć te ważne. Dzięki „świątecznemu spojrzeniu” uczymy się patrzenia na problemy codzienności z odpowiednim dystansem, a to potrzebne, by umieć te problemy rozwiązywać właśnie w świetle nauki Pana Jezusa, który zwyciężył, by nam ukazać kierunek patrzenia.
Korzyścią świętowania jest przypomnienie sobie, że świat jest piękny, dobrym zwyczajem jest świąteczny spacer, podczas którego wspólnie z najbliższymi mamy szansę głęboko nabrać powietrza do płuc i spokojnie przyjrzeć się życiu. Może przypomnimy sobie, czym jest zachwyt nad pięknem, które człowiek wierzący zauważy nawet w deszczowy dzień. Może też warto wciąż uczyć się dostrzegania piękna serc ludzkich. Jest to okazja, by spojrzeć w oczy najbliższym (na co często nie mamy czasu w biegu dnia powszedniego). Można patrzeć na tych, których się kocha.
Dobrze przeżyty dzień świąteczny uczy – jak to ktoś powiedział – „stawiania spacji” po każdym wypowiedzianym dniu. Tak jak tekst pisany staje się mniej czytelny albo wręcz niezrozumiały, gdy zabraknie w nim światła, tak nasze życie wydaje się pozbawione sensu, gdy zabraknie „świątecznej perspektywy”. Dzięki temu też zauważamy, jak ludzie, którzy nas otaczają, są ważni i potrzebni.
Gdy miną dni świąteczne, wracamy z pewną ulgą, a może i z nowym zapałem do naszej codzienności, która może nabrać nowego uroku. Trudno żyć bez świątecznej mobilizacji. Bez „Bożej przerwy”.
Gdy przyjrzymy się rodzinie czy grupie, która zapomniała o świętowaniu, to zauważymy, że tam narastają konflikty, uaktywniają się napięcia, z którymi osoby należące do tej grupy nie potrafią sobie poradzić.
Szukając sposobów świętowania „po Bożemu”, na pierwszym miejscu stawiamy udział w Eucharystii, niedługo potem jest odświętnie przygotowany uroczysty posiłek, a potem wspólne spędzanie czasu, opowiadanie o sobie, o swojej codzienności, o swoich przeżyciach.
Na pewno trzeba od czasu do czasu mówić o radości spowodowanej obecnością bliskich, a przy okazji wciąż wracać do pytania, co trzeba zrobić, by odnawiać radość z posiadania rodziny, należenia do wspólnoty.
Nie możemy jednak zapominać, że świętowanie trzeba przygotować, wcześniej o nim pomyśleć, podjąć niejeden trud, który jednak przyniesie nieraz nieoczekiwane owoce.
Co i jak świętować?
Świętujemy każde chrześcijańskie święta, świętujemy imieniny (dzień patrona otrzymanego na chrzcie świętym), a także rocznice, jubileusze, a nawet sukces któregoś z członków rodziny, jak choćby zwycięstwo w zawodach czy zdany egzamin.
Jest to potrzebne, bo każde święto to oderwanie się od czasu nieświątecznego, czyli od codzienności, przerwa w czasie powszednim, tak samo potrzebna jak przerwa w szkole.
Świętowanie zwykle domaga się, by czynić to z bliskimi. Przypomnijmy sobie, o ileż piękniejsze są krajobrazy, jeśli możemy na nie patrzeć razem z kimś, kto jest dla nas bliski, kogo szanujemy.
Warto też wypracowywać rodzinne zwyczaje, ale trzeba zawsze pamiętać, że rytuał nie zawierający autentycznego przeżycia wcale nie czyni święta.
Znaki i głębia
Dla świętowania zabójcza jest powierzchowność, zatrzymanie się nad obrzędem, nawet perfekcyjne wykonywanie rytualnych czynności. Nie tylko święto, ale nawet ludzie mogą się degradować, gdy zabraknie wewnętrznego zaangażowania. Z religijnego punktu widzenia wydaje się, że lepiej, aby takiego świętowania nie było w ogóle. Jeden z moich uczniów napisał niedawno, że „świętowanie to przede wszystkim sprawa właściwego przeżywania czasu, zaś to, co zewnętrzne, może jedynie uzupełniać prawdziwe świętowanie, ale nigdy nie wyrazi jego istoty”.
Wydaje się, że to zależy w większym stopniu od autentyczności przeżywania i rzeczywistej potrzeby przeżycia święta (czyli zaangażowania) niż od tego, co było okazją do świętowania. W wielu wspólnotach każdy, kto należy do rodziny musi się starać, by rytuał nie stał się mechaniczny, by wypowiadane słowa nie stały się pełnymi pompy i nadęcia oklepanymi frazesami, w których już dawno nikt się widzi sensu. Jeśli gesty staną się puste, to niosą jedynie rutynę i znudzenie. „Rodzinna uroczystość – jak pisał ów uczeń – może zmienić się w coroczne słuchanie tych samych opowieści i odśpiewanie tych samych piosenek czy pieśni, bez szczerej potrzeby, z samego tylko nawyku. Aż każdy z uczestników z przerażeniem myśli o kolejnej konieczności zasiadania za wspólnym stołem. A przy tym, mimo że wszyscy męczą się udawaniem radości ze wspólnego biesiadowania, nikt nie ma odwagi przyznać, że to tylko poczucie obowiązku”.
Kto pamięta o Panu Bogu, wie, dlaczego i jak ma świętować. Ale gdy zagubi Boga, poprzestanie na samym tylko obrzędzie, który jest bliższy magii niż życia.
Jeden z rekolekcjonistów kiedyś powiedział: „Dwie rzeczy budują rodzinę i każdą, choćby najmniejszą wspólnotę Kościoła: przebaczenie i świętowanie. Jedno zależy od drugiego. Jeśli się ze sobą kłócimy, to nie będziemy potrafili świętować. Świętują ludzie szczęśliwi”.
Ks. Zbigniew Kapłański