Rola Kościoła Katolickiego w naszych dziejach bywa redukowana do instytucji reprezentującej obce państwo.
W ten sposób opisywała go propaganda komunistyczna. Kościół był dla Moskwy przeszkodą w budowaniu ustroju komunistycznego i formatowaniu umysłów obywateli. W pokazowych procesach w PRL-u skazywano duchownych pod zarzutem realizacji polityki Stolicy Apostolskiej i „współpracy z wywiadem amerykańskim”, a prasa – podległa Partii – określała ich jako „agentów Watykanu”.
Także teraz można spotkać młodych gniewnych, którzy zarzucają księżom nielojalność – że służą Watykanowi, działając na szkodę Polski. Popularne stały się ruchy neopogańskie, uznające chrześcijaństwo za sprzeczne ze „słowiańską duszą”. Niektórzy nasi rodacy są skłonni wyrzucić niemal 1000 lat historii Polaków dla wyobrażeń o dawnych, plemiennych czasach.
Kościół drogą Polski
Nie da się rozdzielić dziejów Polski od dziejów Kościoła. Znane począt ki polskiej państwowości wiążą się z przyjęciem chrztu przez Mieszka I i jego poddanych. Decyzja, by przyjąć go z Rzymu, przesądziła o wyjątkowości naszej kultury, łączącej charakter słowiański z zachodnim. Obecność Kościoła na ziemiach Polan wiązała się z awansem księstwa, traktowanym już przez Ottona III na równi z zachodnimi mocarstwami. Podległe bezpośrednio Rzymowi biskupstwa podkreślały naszą niezależność wobec starszych państw chrześcijańskich.
Bardzo szybko instytucja Kościoła i polska tradycja stały się jednością. Stąd później ukuto stereotyp (często się sprawdzający) Polaka-katolika – to właśnie katolicyzm uznawano za gwarancję polskości.
Wołanie o jedność
Reformacja nie przyniosła Rzeczypospolitej odnowy moralnej, za to spowodowała wielkie zamieszanie. W epoce niepokojów religijnych XVI w. magnaci, a za nimi (z musu) poddani, przechodzili od jednej z 30 sekt do drugiej. Podziały na „górze” i rozruchy na „dole” społeczeństwa destabilizowały państwo.
Ks. Piotr Skarga odważnie przypominał wszystkim mającym udział w rządach, od króla po drobnego szlachciurę, czym jest miłość Ojczyzny: „Dobrze miłować sąsiada, lepiej wszystkich, którzy w mieście jednem są, a jeszcze lepiej wszystkich obywateli królestwa tego...”. Potępiał też herezje, które podzieliły i osłabiły państwo.
Kościół w Polsce nie chciał wojny religijnej. Za Władysława IV Wazy biskupi zaprosili protestantów do Torunia na „braterską rozmowę”, chcąc uzyskać jedność wiary i pokój religijny. Choć spotkanie nie mogło przynieść tak idealistycznego rezultatu, to stało się przykładem pokojowej konfrontacji – na tle Europy pogrążonej w wojnie trzydziestoletniej.
Michał Nieniewski
Więcej w drukowanym wydaniu „Drogi”. Zachęcamy do prenumeraty. O „Drogę” pytajcie także w swoich parafiach.