To idealny cel, jeśli lubicie podróżować nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. A jeśli jesteście na to gotowi, może przydarzyć wam się najbardziej niezwykła podróż – do własnego serca.
Położenie: Azja zachodnia, południowy Kaukaz Powierzchnia: 29 800 km2 (jak województwo Wielkopolskie) Stolica: Erywań Ludność: 3 mln na terenie Armenii, 7 mln w diasporze Wyznanie: chrześcijaństwo (Ormiański Kościół Apostolski – ponad 92%) Waluta: dram (AMD). 100 dram to ok. 80 groszy
Dlaczego Armenia? Kusiły nas ukryte wśród wzgórz stare klasztory, góry i widoki znad jeziora Sewan. Chcieliśmy spotkać gościnnych, otwartych ludzi, bo tak mówią o Ormianach ci, którzy ich poznali. Chcieliśmy zobaczyć ten piękny kraj, zanim stanie się komercyjną bazą dla bogatych turystów ze Wchodu i z Zachodu. Czy się udało?
Pierwszy krok
Pierwsze dni spędziliśmy w stolicy, Erywaniu. To różowe miasto – większość budynków zbudowanych jest z różowego tufu, w tym najbardziej reprezentacyjne na Placu Republiki. Na ulicach w centrum można poczuć się prawie swojsko, widząc znane i w Polsce marki sklepów. Miasto tętni życiem, także wieczorami. Widać wielu młodych ludzi, spacerujące rodziny. Wszyscy ubrani bardzo elegancko. Przed wyjazdem czytaliśmy, że mężczyźni w Armenii nie noszą krótkich spodenek – to prawda! Nie jest to żadna gafa, gdy facet pokaże nogi, ale na 100 proc. będzie to turysta.
Erywań leży w dolinie rzeki Hrazdan i wspina się na otaczające ją wzgórza. Większość krajobrazu stanowią blokowiska. Jedno ze zboczy zabudowano monumentalnymi schodami i fontannami. To Kaskada. Na zewnątrz postawiono rzeźby i instalacje artystów z całego świata, wewnątrz znajdują się galerie sztuki. Na szczycie stoi relikt przeszłości, pomnik ku czci Armii Czerwonej, ale najważniejszy jest tu widok. Na Ararat, górę-symbol. To tu zatrzymała się Arka Noego! Dziś święta góra Ormian leży poza granicami państwa. Można jednak wspiąć się na sam szczyt Kaskady i podziwiać wyłaniający się zza mgły masyw. Tak jak w niedzielne popołudnia robi wielu Ormian, wpatrując się z tęsknotą w dal.
Magdalena Urlich
Więcej w drukowanym wydaniu „Drogi”. Zachęcamy do prenumeraty. O „Drogę” pytajcie także w swoich parafiach.