Z księdzem Janem Kaczkowskim rozmawia Piotr Żyłka.
Kim jest i skąd się wziął Jan Kaczkowski?
– To dość karkołomna sztuka pytać Jana Kaczkowskiego, kim jest i skąd się wziął. Nie mam wątpliwości, że wszystko zawdzięczam swojej rodzinie, a zwłaszcza rodzicom. Mój dom był domem pełnym miłości, szaleństwa i otwartości.
Gdybym miał go określić tylko w jeden sposób, to powiedziałbym, że był to dom wielkiej bliskości. Mama to osoba bardzo wymagająca, z kolei tata to typ jowialnego, lecz stabilnego gościa, którego głównym przekazem w życiu było: „Daj spokój, ja im ufam”. Dzięki klimatowi zaufania rodzeństwo i ja uzyskaliśmy solidny fundament do zbudowania własnych domów.
Moje rodzeństwo stworzyło stabilne rodziny. Starszy brat Filip świetnie ogarnia tematy budowlano-biznesowe, a siostra Magda została prezesem sporej spółki. Ja jestem księdzem. Każde z nas jest szczęśliwe. Rodzicom udało się zbudować dobry dom. Choć mama z przekąsem konstatuje, że kierownicze stanowiska zajmujemy tylko dzięki niej, bo zarządzania od najmłodszych lat uczyliśmy się, wydając jej rozkazy.
Kim są – to Księdza określenie – pluszowi katolicy?
– Pluszowi katolicy są katolikami wychowanymi przez pluszowych księży.
Kim w takim razie są pluszowi księża?
– Pluszowi księża to ci pośród moich współbraci, którzy cały czas egoistycznie patrzą w siebie i mówią, że w kapłaństwie koniecznie musi być fajnie, miło i przyjemnie. Wcale tak nie musi być, nikt nie powiedział, że życie będzie łatwe. Wychowują więc pluszowych katolików, ludzi nieumiejących zmierzyć się z wymaganiami moralnymi, bo od początku tkwią w atmosferze przyjemnego ciepełka, w naszych wspólnotach, w duszpasterstwach akademickich, w grupach dominikańskich czy jezuickich, ale też w inicjatywach z górnej półki: w środowiskach twórczych, akademickich, inteligenckich. Pluszowatość grozi każdemu, kto zacznie żyć w przekonaniu, że „ma być fajnie i przyjemnie”.
Więcej w drukowanym wydaniu „Drogi”. Zachęcamy do prenumeraty. O „Drogę” pytajcie także w swoich parafiach.