Stworzeni do radości
Każdy człowiek pragnie być szczęśliwy. Nikt z nas nie chce być osamotniony, załamany, uzależniony, chory czy w rozpaczy. Nasze pragnienie szczęścia jest aż tak wielkie, że aby być nieszczęśliwym, nie trzeba być nieszczęśliwym. Wystarczy, że nie czujemy radości i już jest nam źle, a życie zaczyna nam ciążyć. Radość to jedyny normalny sposób istnienia człowieka. Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo, a On jest nie tylko miłością i mądrością. Jest też radością i powołuje nas do niej: „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15, 11). To dlatego od dzieciństwa marzymy o tym, co nas cieszy. Przynajmniej w tym jednym wszyscy ludzie – także ateiści – zgadzają się z Bogiem. On pragnie naszego szczęścia i my pragniemy tego samego. Dlaczego w takim razie nie wszyscy są szczęśliwi?

Nieszczęśliwi oddalają nas od szczęścia
Gdy ktoś z ludzi w naszym otoczeniu jest szczęśliwy, to cieszy się z naszego istnienia i pomaga nam, żebyśmy i my stawali się coraz bardziej szczęśliwymi. Jeśli jednak ktoś żyjący blisko nas jest nieszczęśliwy, to robi wszystko – często nieświadomie – żebyśmy i my też byli mało szczęśliwi. Czyni tak dlatego, że na razie nic innego nie potrafi. Po drugie, czyni tak, gdyż bycie nieszczęśliwym w osamotnieniu jest nie do zniesienia. To dlatego nastolatek, który krzywdzi samego siebie, bo na przykład sięga po alkohol czy narkotyki, dąży do tego, żeby jego koledzy i koleżanki postępowali podobnie jak on. Przykładem takiej sytuacji jest historia szlachetnego chłopaka ze Starego Testamentu, który miał zazdrosnych braci. To Józef, najmłodszy syn Jakuba (por. Rdz 36). Przez własnych braci został sprzedany do niewoli. Także tam nikt nie zdołał przeszkodzić mu w byciu zaprzyjaźnionym z Bogiem, szlachetnym i szczęśliwym. Jego losy potwierdzają, że inni ludzie mogą nas skrzywdzić, lecz nie mają takiej władzy, by nas unieszczęśliwić wbrew naszej woli. Jeśli nie krzywdzimy samych siebie i jeśli sami nie oddalamy się od szczęścia, to jesteśmy w stanie obronić się przed tymi, którzy proponują nam drogę przekleństwa i śmierci.
Sami dla siebie jesteśmy zagrożeniem
Największe niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy to my sami sobie przeszkadzamy w byciu szczęśliwymi. Dzieje się tak wtedy, gdy ulegamy słabościom i gdy szukamy szczęścia tam, gdzie ono nie istnieje. Tak właśnie postąpił syn marnotrawny z przypowieści Jezusa. Wmówił sobie, że będzie szczęśliwy w łatwy sposób: bez wysiłku i solidnej pracy, bez pomocy Boga i rodziców, bez małżeństwa i rodziny, bez respektowania Dekalogu i norm moralnych. Był bardzo„ „nowoczesny i postępowy„. Uważał, że do szczęścia wystarczą mu pieniądze ojca oraz rozrywkowy tryb życia: wino, dziewczyny i śpiew. Udał się w daleką krainę, czyli daleko od Boga i ludzi, którzy go kochali, daleko od miłości i mądrości. Wylądował w chlewie, głodzie, poniżeniu i osamotnieniu. Na szczęście przemyślał swoje życie, zrobił uczciwy rachunek sumienia i wrócił do ojca.
Kto nam pomaga w szukaniu szczęścia?
Wokół nas są nie tylko ludzie nieszczęśliwi, którzy chcą nas wciągać w nieszczęsne sposoby postępowania. Są też tacy, którzy są szczęśliwi i którzy naprawdę nas kochają. Oni nie tylko pragną, byśmy doświadczali trwałej radości istnienia, ale też wiedzą, gdzie tę radość możemy znaleźć. To dlatego kochający rodzice, księża i inni wychowawcy mobilizują nas do pracy nad własnym charakterem i przyprowadzają nas do Boga. Ludzie szczęśliwi to ci, którzy już odkryli, że radość przynosi tylko postępowanie zgodne ze wszystkimi przykazaniami Dekalogu i uczenie się wiernej miłości, do której każdy z nas jest zdolny, gdyż Bóg nie stwarza ludzi drugiej kategorii. Z Jego pomocą wszyscy jesteśmy w stanie wiernie i mądrze kochać – w małżeństwie, kapłaństwie czy życiu konsekrowanym.
ks. Marek Dziewiecki
Więcej w drukowanym wydaniu „Drogi”. Zachęcamy do prenumeraty. O „Drogę” pytajcie także w swoich parafiach.