Każda grupa ludzi może wytworzyć własny język. Często jest potrzebny, bywa zabawny, a jego ważną funkcją jest, że łączy członków grupy. Problem z „kościołowym” językiem pojawia się wtedy, gdy zaczynamy używać słów wytrychów, za którymi nie wiadomo, co się kryje. Kiedy stajemy się niezrozumiali dla wszystkich prócz swojej wspólnoty. Albo kiedy wpadamy w patos, bo w nieadekwatnej sytuacji to najprostszy przepis na śmieszność. Oto wybrani przedstawiciele religijnego slangu.
Omodlić – to słowo występuje w słowniku, używał go sam Norwid. Jego sens jest piękny: otoczyć modlitwą. Jednak częstotliwość użycia i różnorodność wariantów bywa przytłaczająca. Sprawy we wspólnocie są omadlane, ktoś musi coś przemodlić. Podkreśla to wagę modlitwy. Ale czy nie wystarczyłoby: modlić się?
Ubogacać – używane, gdy ktoś chce podkreślić wagę jakiegoś doświadczenia i to, ile zyskał. Co to właściwie znaczy? Jeśli mówisz o tym, co zawdzięczasz np. rekolekcjom, to cenniejszy byłby przykład. Wyrażenie to brzmi pretensjonalnie. Mało mnie ubogaca, gdy je słyszę.
Poc hylać się nad – znaczy poświęcać czemuś uwagę, ale nie tak zwyczajnie, tylko bardziej uroczyście. Moim zdaniem, to niepotrzebny patos. Ale według niektórych ładnie brzmi. Tak podniośle.
Winniśmy – pojawia się na kazaniach. Można wymieniać, co komu jesteśmy winni. Ale czy o to chodzi Panu Bogu, byśmy bazowali na poczuciu winy? On szanuje naszą wolność do tego stopnia, że wydał na śmierć Syna. Ale nie po to, żebyśmy czuli się winni. Żebyśmy zobaczyli, jak nas kocha.
Otwórzmy Łukasza – brzmi jak wyjęte ze slangu chirurgów. Lektura Ewangelii wprawdzie bywa czasem jak operacja na otwartym sercu. Aby uniknąć nieporozumień i aby okoliczni Łukasze nie czuli się zagrożeni, polecam otwierać Ewangelię świętego Łukasza.
Brudne – mogą być myśli albo czyny. Najczęściej jest to słowo-wytrych, związane ze sferą seksualną. Razi mnie z trzech powodów. Po pierwsze, czystość po chrześcijańsku ma o wiele szersze znaczenie. Brud bardzo spłyca równanie: czystość kontra nieczystość. Po drugie, dobrze jest nazywać rzeczy po imieniu, zamiast chować się za słownymi wytrychami. Po trzecie, do sfery seksualnej przykleja się etykietka: brudne. A to całkiem nie tak.
oprac. mu
Więcej w drukowanym wydaniu „Drogi”. Zachęcamy do prenumeraty. O „Drogę” pytajcie także w swoich parafiach.