Z Dobromirem „Makiem” Makowskim rozmawia Agata Gołda.
Napisał Pan książkę pt. „Wyrwałem się z piekła”. Co było tytułowym piekłem?
– Moja przeszłość. Składało się na nią kilka czynników: dysfunkcyjna rodzina – mama nas zostawiła, a tata, który nadużywał alkoholu, był nadpobudliwy i miał ogromne problemy emocjonalne. Gdy popił, zapominał, kim jest. Zasypiał na ulicy. Bardzo często stosował przemoc, poniżał nas i zamykał w łazience. W środku nocy wysyłał nas po alkohol. Dopóki nie poszliśmy do szkoły, myśleliśmy, że wszystko jest ok. Tam pierwszy raz towarzystwo mnie wyśmiało. Nauczyciele, sądząc, że tego nie słyszymy, mówili, że jesteśmy z patologicznej rodziny. To wszystko kształtowało moją osobowość. Sprawiało, że coraz bardziej się izolowałem.
Pewnego razu tata pod wpływem alkoholu powiedział, że nas zabije. Wiedziałem, że w takim stanie może to zrobić. Uciekłem do nowo wybudowanego domu. Stamtąd trafiłem do pogotowia opiekuńczego, gdzie zobaczyłem poturbowanych emocjonalnie chłopaków, którzy sami sięgali po przemoc i wychowawców, którzy działali administracyjnie a nie po ludzku. Oceniali nas, oskarżali lub przymykali oko na nasze dramaty, przez co jeszcze bardziej się baliśmy. Wtedy sięgnąłem po rozpuszczalnik. Przedawkowałem. Trafiłem do szpitala i ośrodka dla uzależnionych. Sięgnąłem po narkotyki. W wieku 19 lat byłem bezdomny.
Jak udało się Panu pokonać uzależnienie od narkotyków?
– Dzięki modlitwie i Panu Bogu, który użył konkretnych narzędzi. Zacząłem się szczerze modlić, gdy zobaczyłem, jak umierają moi koledzy. Zastanawiałem się, kim będę i co będzie z moim życiem. Szukałem Pana Boga, a on zaczął działać przez ludzi i naukę. Bardzo mocno walczyłem o swoje życie. Trafiłem do szkoły, w której spotkałem genialnych nauczycieli. Pan Bóg centymetr po centymetrze naprawiał moją osobowość i uczył mnie pracy. Spotykam teraz ludzi, którzy chcieliby natychmiast zmienić swoje życie. Tak się nie da. Oni widzą owoc mojej piętnastoletniej pracy i uważają, że mi się udało. Bzdura. Nie udało mi się. Każdemu może się udać, ale Pan Bóg pyta: Czy jesteś gotowy coś zrobić ze swoim życiem? Trzeba podjąć konkretne działanie i wysiłek, by coś w swoim życiu zmienić.
Jako dziecko zupełnie odciął się Pan od Boga. Nie chciał Go znać. Co spowodowało, że zaczął Pan do Niego wracać?
– Poznałem księdza, który opowiedział mi o Jezusie i o tym, że On mnie naprawdę kocha. To spotkanie spowodowało, że zacząłem myśleć o Panu Bogu. Zacząłem Go szukać na poważnie. Bardzo mocno oparłem swoje życie na Słowie Bożym. Zauważyłem, że dzisiaj ludzie słuchają Słowa Bożego, ale nie wprowadzają go w życie. A ja wierzę, że Ono jest żywe, może działać w naszej sferze duchowej i zmieniać to, co przez wiele lat deformowały w nas rodziny z problemem alkoholowym i różnymi dysfunkcjami społecznymi.
Więcej w drukowanym wydaniu „Drogi”. Zachęcamy do prenumeraty. O „Drogę” pytajcie także w swoich parafiach.